Need help? Call us: +39 041 5246742
Choose language

Trips > Barcelona

Barcelona, Spain

from Oct 4, 2011 to Oct 8, 2011

journal

Oct 4, 2011 CEST
11:00 pm
The first day – we land in Barcelona. 11 p.m. it is quite late for thinking how to reach hostel, so we go by taxi. It turned out that five-person family should pay double price even though the younger child sat on parent’s knees… hard luck! We are reaching Hostelclub. Pierwszy dzień- lądujemy w Barcelonie. 23.00 to trochę późno na zastanawianie się, jak dotrzeć na miejsce, więc bierzemy taksówkę. Okazuje się, że pięcioosobowa rodzina musi zapłacić za nią dwa razy więcej niż normalnie, chociaż najmłodsze dziecko i tak siedzi na kolanach... trudno. Po chwili jesteśmy w hostelu zarezerwowanym w Hostelclub.
Oct 5, 2011 CEST
08:00 am
In the morning we run to the balcony to see where we are. The landscape recompenses us for rough and ready conditions. We can see busy morning in the city, impressive palm trees and somewhere, on the horizon - sunlit Tibidabo. A corpulent Spanish said hello to us in the kitchen. She sang loundly and paced up and down a kitchen all the time. We ate toasts and started a day in Barcelona. We decided not to go by touristic bus but on foot. We reached Sagrada Familia. We pushed through several groups with difficulty and standed in line for chuch ticket-office. Children run to playground. Smart peddlers offered cold water to pe ople who stand in the line. It isn’t worth, too expensive. We can buy cheaper in small shop close to church. All was organized in ably way and in half an hour we entranced church. We admired, took in, memorized – took pics which was obligatory. > > Starving but happy, we walked Avinguda de Gaudi and ate squids and …. (what a lovely name!). We reached Gaudi Park when we spent many hours – till evening – walking through lanes, listening to noisy parrots and admiring a Barcelona view. Rano od razu biegniemy na balkon, by zobaczyć, gdzie jesteśmy. Widok wynagradza spartańskie warunki- pod oknami wre poranne życie wielkiego miasta, dalej dumnie prężą się palmy, a na horyzoncie błyszczy w słońcu Tibidabo. W kuchni wita nas korpulentna Hiszpanka, głośno podśpiewuje i nieustannie przemierza małe pomieszczenie tanecznym krokiem. Chwytamy po toście i ruszamy. Rezygnujemy z mijających nas co minutę turistic – busów, na piechotę docieramy do Sagrady Familii. Z trudem przeciskamy się między dziesiątkami wycieczek zgodnie wpatrzonych, gdzie przewodnik każe. Stajemy w wijącej się wokół kościoła kolejce do kasy, dzieciaki pędzą na pobliski plac zabaw. Obrotni handlarze proponują zgrzanym kolejkowiczom kupno schłodzonej wody mineralnej- nie warto, za rogiem w sklepiku połowę taniej. Kolejka idzie sprawnie i po pół godzinie jesteśmy we wnętrzu. Podziwi
Oct 6, 2011 CEST
05:45 pm
Next day we did La Rambla and left fortune in the market. It was almost impossible to take children from stand with small ducks and turtles. In the end we waved Columbes and entanced L’Aquarium. The most impressive were majestic sharks which swam above our heads, feeded by divers. The Chocolate Museum is close to Aquarium. We bought tasty tickets and ate them at the moment (delicious, bitter chocolate) and watched all things which were made using cocoa mass. It is time for culture! Walking on the narrow streets and mews we came across Picasso Museum.We were tired when we were walking La Rambla which was more crowded and noisy, also more interesting, in the evening. We gave some coins to street artists and finished intensive day. Następnego dnia zaliczamy La Ramblę, zostawiamy majątek na targu,a dzieci długo nie udaje się odciągnąć od stoiska z maleńkimi kaczuszkami i żółwikami. W końcu machamy z dołu Kolumbowi i wkraczamy do L'Aquarium. Największe wrażenie robią oczywiście rekiny majestatycznie przepływające nam nad głowami, karmione przez nurków. Stamtąd niedaleko do Muzeum czekolady- kupujemy pyszne bilety, które natychmiast zjadamy (pyszna, gorzka, czekolada) i oglądamy wszystko, co da się wyrzeźbić z kakaowej masy. Czas na trochę kultury- błądząc po wąziutkich uliczkach znajdujemy w końcu Muzeum Picassa. Zmęczeni, wracamy do hostelu La Ramblą, na której im ciemniej, tym głośniej i ciekawiej. Wspomagamy drobniakami ulicznych artystów i kończymy dzień.
Oct 7, 2011 CEST
05:45 pm
On the third day we decided to visit Tibidabo. We tramped city by subway and finally climbed to Tibidabo funicular. We could feel Zafon's novel atmosphere and were like his heroes when we walked on empty streets. Funicular took us to the fairy tales world which was safe like childhood. This was after season time so only some attractions were opened. For us enough. The view from Talaia took our breath away, we all (even adults) didnt pretend being brave. Old-style carousel let us feel small children. We were tired when we took our luggage and went to the airport by aerobus when the plane waited us. We recommend Barcelona! Trzeciego dnia stawiamy na rozrywkę- metrem przemierzamy miasto i wspinamy się do kolejki na Tibidado. Zanurzamy się w klimat książek Zafona, czując się na pustych uliczkach jak bohaterowie jego powieści. Kolejka zabiera nas jednak w świat baśni i beztroskiego dzieciństwa. Choć jest po sezonie i czynne są tylko niektóre atrakcje, nam wystarcza. Widok z Talaia zapiera dech w piersiach, ale nawet dorośli nie udają, że się nie boją. Starodawna karuzela wszystkim pozwala poczuć się jak małe dziecko. Zmęczeni odbieramy z hostelu bagaże, aerobusem jedziemy na lotnisko, gdzie już czeka na nas samolot... i do domu. Polecamy Barcelonę!

Promotion

Make money rating our hostels

Let us know how your stay was and get 2€ travel credit for your next trips

> read more

> see all promotions

loading... loading...